Opowieść wigilijna

Narrator:

Zaczęło się od tego, że Maryle umarł. Świadectwo zgonu podpisali: ksiądz, urzędnik, grabarz i właściciel zakładu pogrzebowego. Scrooge był spadkobiercą zmarłego, przyjacielem i jedynym człowiekiem, który szedł za trumną. Przy tym nie był zbytnio dotknięty tym wypadkiem, bo okazał się doskonałym kupcem i w dniu pogrzebu obmyślił świetny interes.. Jednym słowem był to stary i chciwy grzesznik.

Pewnego razu – było to w Wigilię Bożego Narodzenia- stary Scrooge siedział w kantorze
i pracował. Dzień był przejmująco mroźny, nie widziało się słońca.

Drzwi biura były otwarte, Scrooge wolał mieć na oku swego pomocnika, który siedział obok
w małej izdebce i kopiował listy. Na kominku w pobliżu Scrooge tlił się mały ogień, w izdebce pomocnika ledwie żarzył się mały węgielek. Zziębnięty pracownik nie mógł podsycić ognia, bo Scrooge trzymał skrzynię z węglem w swoim pokoju. Ile razy pracownik wszedł z łopatką pryncypał mu groził, że będą musieli się rozstać. Pomocnik owiną szyję białym szalikiem
i próbował ogrzać się od świecy.

SIOSTRZENIEC
Wesołych świąt wuju! Niech cię Bóg ma w swojej opiece. (Sympatyczny głos)
SCROOGE
Cóż znowu za głupstwa (mruknął wuj)

SIOSTRZENIEC

Święta nazywasz głupstwami wuju?! (Zawołał) Jestem pewien, że nie myślisz tak

SCROOGE

Przeciwnie tak właśnie myślę i mam rację. Wesołych Świąt! Jaki ty masz powód, żeby być wesołym? Ty biedak!

SIOSTRZENIEC

Doskonale (roześmiał się młodzieniec) a jaki ty masz powód, żeby być ponurym. Ty bogacz?

SCROOGE

Głupstwo. (na odczepne)

SIOSTRZENIEC

Nie bądź taki kwaśny wuju!

SCROOGE

Czy mogę być inny, kiedy jestem zmuszony żyć w świecie głupców? (Gderał wuj)

Wesołych Świąt!... Do licha z wesołymi świętami! Znać ich nie chcę! Czymże są święta Bożego Narodzenia dla ciebie, jeśli nie terminem płacenia rachunków, zwykle wtedy jesteś bez grosza.
Z każdym Bożym Narodzeniem jesteś o rok starszy, ale nie bogatszy.

SIOSTRZENIEC

Wuju! (łagodnie)

SCROOGE

Siostrzeńcze! (Surowo) Świętuj dzień Bożego Narodzenia na swój sposób, a mnie pozwól obchodzić go po mojemu.

SIOSTRZENIEC

Obchodzić, ale ty go wcale nie obchodzisz, wuju!

SCROOGE

Dajże mi już pokój, do licha! Zobaczymy, co ci dobrego przyniosą tegoroczne święta?

SIOSTRZENIEC

Przyznaję, że wiele było sytuacji, z których mogłem wyciągnąć korzyści, ale nie zrobiłem tego. Święta Bożego Narodzenia są to chwile dobre, pokrzepiające i upragnione. Zawsze oczekuję ich z serdecznym pragnieniem i wielką radością. Są to jedyne dni, w których wszyscy, kobiety
i mężczyźni otwierają swe często zaryglowane serca i myślą o biedniejszych bliźnich.

PRACOWNIK
Masz rację chłopcze. (cicho, z powątpieniem)

SCROOGE
Co to znów za moda odrywania się od pracy i wtrącania się tam, gdzie nie potrzeba? Odezwij się pan, choć słówkiem jeszcze, a upamiętnię ci dzień Bożego Narodzenia dymisją....(złość)
SIOSTRZENIEC
Nie gniewaj się wuju, przyjdź do nas jutro na obiad! Nareszcie poznasz moją żonę.
SCROOGE
Z pewnością przyjdę, już zaczynam się szykować. (Z ironią) Nie mam nic lepszego do roboty!

SIOSTRZENIEC (łagodnie)

Dlaczego odmawiasz wuju?

SCROOGE

A dlaczego ożeniłeś się?

SIOSTRZENIEC

Ponieważ pokochałem!

SCROOGE

Po-ko-cha-łeś?! Bywaj mi zdrów drogi siostrzeńcze!

SIOSTRZENIEC

Lecz ty, wuju, nigdy nie odwiedziłeś mnie, także przed ożenkiem. Dlaczegóż, więc podajesz to obecnie za powód odmowy?

SCROOGE

Bądź zdrów!!

SIOSTRZENIEC

Niczego od ciebie nie potrzebuję, o nic nie proszę, dlaczegóż, więc nie możemy być przyjaciółmi?

SCROOGE

Bądź zdrów!!

SIOSTRZENIEC

Przykro mi bardzo, żeś taki twardy. Uczyniłem propozycję ze względu na Boże Narodzenie, a chociaż mi się nie udało zachowam pogodny i radosny nastrój. Zatem wesołych Świąt wuju!

SCROOGE

Bądź zdrów!

SIOSTRZENIEC

I pomyślności z Nowy Rokiem

SCROOGE

Bądźże zdrów i odczep się ode mnie!!!!

NARRATOR

Siostrzeniec opuścił wuja, przy drzwiach zatrzymał się, aby złożyć życzenia pomocnikowi.

SCROOGE
Macie drugiego idiotę. Mój pomocnik obarczony rodziną i zarabiający 15 szylingów tygodniowo na jej utrzymanie, mówi o „wesołych świętach”! Komuś tu chyba potrzebny szpital wariatów!!!
NARRATOR
Pomocnik odprowadziwszy do drzwi siostrzeńca Scrooge wpuścił dwie kobiety.
KOBIETY
Firma Scrooge i Marley, jeżeli się nie mylę? (Zapytała jedna z nich) Czy mam przyjemność mówić z panem Scrooge, czy z panem Marleyem?
SCROOGE
Pan Marley umarł już 7 lat temu. Dziś właśnie mija kolejna rocznica jego śmierci.

KOBIETY

Och jakże mi przykro z tego powodu. Pan Marley zawsze był hojnym człowiekiem. I chętnie wspierał ubogich. Mam nadzieję, że jego następca jest równie szczodrobliwy. Zbieramy datki na ubogich, jaką kwotę mogę wpisać na listę darczyńców.

SCROOGE
Żadną!

KOBIETA

Jakże to tak, nie przyjdzie pan z pomocą bliźnim pozbawionym środków do życia?

SCROOGE

Alboż to nie ma więzień?

KOBIETA

Niestety mamy ich bardzo wiele

SCROOGE

Przytułki, domy pracy, domy poprawcze, czy te instytucje przestały istnieć?

KOBIETA

Oczywiście, że istnieją.

SCROOGE

Chwała Bogu, wspieram instytucje o których wspomniałem, niech więc tam udadzą się ci, którym nie jest dobrze we własnych domach. Życzę sobie aby mnie pozostawiono w spokoju.

KOBIETA

Wielu nie może się tam dostać, a wielu wolałoby raczej umrzeć niż tam się znaleźć.

SCROOGE

Skoro woleliby umrzeć niech to uczynią. Zresztą proszę wybaczyć ale ja na tych sprawach się nie znam i mało mnie one obchodzą. Żegnam panie!

KOBIETY zmartwione i lekko oburzone

Do widzenia panu.

Narrator

Kobiety opuściły kantor, a Scrooge zabrał się do liczenia swoich pieniędzy, było to bowiem jego ulubione zajęcie. Za oknem kantoru panował zgiełk dobiegającego końca dnia. Z każdą chwilą mróz się wzmagał, przechodnie szybko przemykali po ulicach, otuleni w ciepłe palta. Przed kantorem Scrooge stanęli kolędnicy aby uraczyć go świąteczną pieśnią.

Kolęda Merry Christmas

NARRATOR

Wreszcie nadeszła godzina zamknięcia kantoru. Scrooge niechętnie opuścił swój stołek i dał znak pracownikowi, który zgasił świece i wcisnął kapelusz na głowę.

SCROOGE

Sądzę że życzy pan sobie jutro wolny dzień.

PRACOWNIK nieśmiało

Jeśli pan uważa za właściwe...

SCROOGE

Nie uważam tego za właściwe, ale jestem pewny że gdybym potrącił panu z pensji należność za ten dzień , poczułby się pan pokrzywdzony. A jednak pan nawet nie pomyśli, że to ja jestem pokrzywdzony. Płacę panu za dzień świąteczny.

POMOCNIK lękliwie

Panie Scrooge święto Bożego Narodzenia przypada raz w roku.

SCROOGE

Liche to usprawiedliwienie okradania kieszeni swego pracodawcy. Mniejsza z tym, życzę sobie , aby po zmarnowanym jutrzejszym dniu, przyszedł pan do pracy o 15 minut wcześniej dnia następnego.
NARRATOR


Kantor został zamknięty w mgnieniu oka i pomocnik, otuliwszy szyję białym, długim szalikiem (biedak nie miał palta...), wesoło wybiegł na ulicę. Scrooge spożył skromny obiad w lichej garkuchni, po czym udał się do domu. Scrooge nie pomyślał o Marleya ani przez chwilę do czasu, kiedy wspomniał o jego śmierci tegoż popołudnia. Jak to się, więc stało, że Scrooge, wsunąwszy klucz w zamek drzwi, zamiast kołatki zobaczył twarz Marleya?... Otaczało ją słabe światło, które zdawało się z niej promieniować, oczy choć szerokootwarte, były martwe, co, w połączeniu z szarą barwą skóry, czyniło tę twarz odrażającą. Gdy Scrooge zaczął się uważniej przypatrywać, zjawa zniknęła .
Scrooge był tym zjawiskiem wstrząśnięty lecz rychło się opanował, ujął za klucz, który przed chwilą puścił, obrócił go śmiało, wszedł do sieni i zapalił świecę.(Nagle rozległ się w domu trzask podobny do grzmotu. Każdy pokój na piętrze i każda beczka w piwnicy zdawały się odpowiadać mu echem. Scrooge nie był człowiekiem, którego podobne głosy mogły zatrwożyć. Zaryglował, więc drzwi i przeszedł spokojnie przez sień; idąc na górę po schodach, posuwał się bardzo wolno oświetlając drogę świecą, usiadł przed kominkiem, zabierając się do spożycia kleiku.) Szczerze mówiąc, ogień na kominku był marny, zgoła niewystarczający na tak mroźną pogodę jednak to twarz Marleya zjawiła się przed jego oczyma, zasłaniając sobą wszystko.
(Taniec ducha ) Perły muzyki klasycznej „Uwertura Egemont”

SCROOGE

- Głupstwo - (mruknął machnąwszy ręką, zaczął się przechadzać po pokoju.) Po pewnym czasie znowu usiadł. Oparłszy głowę o poręcz krzesła, spojrzał przypadkiem na dzwonek, łączący pokój, w którym Scrooge teraz siedział, z pokojem na najwyższym piętrze domu, od dawna opuszczonym. Spojrzawszy osłupiał, spostrzegł, bowiem, że dzwonek zaczyna się poruszać.)

SCROOGE
- Ależ to głupstwo! Nie wierzę, żeby to była rzeczywistość. (W tej chwili pobladł z przerażenia,) Poznaję go, to duch Marleya!
SCROOGE
- Co to znaczy? Czego chcesz ode mnie?

MARLEY

- Wiele! Bardzo wiele!

SCROOGE

- Kim jesteś?

MARLEY
- Zapytaj raczej: kim byłem -

SCROOGE

- Kimże, więc byłeś?

MARLEY
- Za życia byłem twoim wspólnikiem, Jakubem Marleyem.
-(duch usiadł po przeciwnej stronie kominka tak spokojnie i z taką swobodą, jak gdyby to było dla niego rzeczą najzwyklejszą.)

MARLEY
- Widocznie nie wierzysz we mnie?

SCROOGE

- Nie wierzę?

MARLEY

Jakiego pragniesz dowodu mego istnienia, oprócz twoich własny zmysłów?
- Dlaczego nie ufasz swoim zmysłom?

SCROOGE
-Ponieważ często błahostka wyprowadza je z równowagi. Lekka niedyspozycja żołądka zmienia je. Pomimo wszystko, wydajesz mi się raczej istotą cielesną a nie duchem.

NARRATOR
Zaledwie Scrooge wymówił te słowa, duch zajęczał i zatrząsł łańcuchami w tak ponury i przerażający sposób, że Scrooge przycisnął się do krzesła, aby nie upaść na ziemię ze strachu.

SCROOGE (upadł na kolana i zasłonił twarz dłońmi.)


- Litości -( zawołał.) - Straszna zjawo, dlaczego mnie dręczysz?! Już Wierzę! - Muszę wierzyć. Powiedz mi jednak, dlaczego duchy włóczą się po świecie? Dlaczego przychodzisz mnie męczyć?

MARLEY
- Obowiązkiem każdego człowieka jest - (odparło widmo) -aby jego dusza zjednoczyła się
z duszą jego bliźnich i pozostawała w braterskiej z nimi łączności przez cały czas wędrówki ziemskiej.

NARRATOR

To rzekłszy, widmo znów wydało jęk i wstrząsnęło łańcuchami.

SCROOGE
- Jesteś, jak widzę, w okowach - Powiedz mi, dlaczego?

MARLEY
- Noszę łańcuch, który sobie ukułem za życia - - Sam przygotowałem każde jego ogniwo. Włożyłem go na siebie dobrowolnie, dobrowolnie nosiłem, a teraz dźwigać go muszę przez wieczność. Czy nie znasz materiału, z którego jest utworzony?

SCROOGE
Jakubie Marley - (odezwał się błagalnie) - mój dobry przyjacielu, powiedz mi wszystko, co wiesz! Pociesz mnie, Jakubie, choć słówkiem!

MARLEY
- Nie mogę -- Pociecha przychodzi z innych sfer, Ebenezerze Scrooge, i bywa przysyłana przez innych posłańców. Nie mogę ci też powiedzieć wszystkiego, bo wolno mi wyjawić niewiele.

SCROOGE

- Przecież ty, Jakubie, byłeś zawsze uczciwym i dobrym pracownikiem... - Zawsze sumiennie pilnowałeś interesu...

MARLEY
- Interes! ( Załamując ręce) To właśnie było moim błędem, i grzechem! Ludzkość powinna była być moim interesem; dobroczynność, litość, wyrozumiałość i łagodność powinny były być dla mnie najważniejsze. Sprawy osobiste, handel, wszelkiego rodzaju spekulacje - to wszystko
należało uważać za rzecz drugorzędną, za znikomą kroplę w oceanie obowiązków dla dobra ludzkości. Przyszedłem, aby cię ostrzec i zawiadomić, że możesz jeszcze uniknąć
mego losu. Sposobność ku temu ja ci nastręczę, Ebenezerze.

SCROOGE
- Zawsze byłeś moim dobrym przyjacielem - Dziękuję ci, Jakubie!

MARLEY
- Odwiedzą cię trzy duchy.

NARRATOR
ZJAWA ZNIKNĘŁA. Scrooge zamknął okno i starannie zbadał drzwi Były zamknięte na dwa spusty. Chciał już powiedzieć zwykłe swoje: "Głupstwo!" - Ale zatrzymał się przy pierwszej sylabie. Naraz poczuł się bardzo znużony, rzucił się na łóżko w ubraniu i natychmiast zasnął.

SCENA II: Taniec duchów Perły muzyki klasycznej „Lot Trzmiela”

(Kiedy Scrooge obudził się, było tak ciemno, że ledwie mógł odróżnić przejrzyste okno od ciemnych ścian pokoju. W chwili, gdy usiłował przeniknąć ciemność - zegar z wieży sąsiedniego
kościoła wybił cztery kwadranse. Słuchał pilnie, która wybije godzina? Dwunasta? To niemożliwe. Było przecież już po drugiej, gdy poszedł spać. Zegar mylił się.)

SCROOGE
-To niepodobna (mruczał) żebym przespał dzień i część drugiej nocy. Niepodobna również, żeby słońcu przytrafiło się coś nadzwyczajnego i żeby zamiast południa była teraz północ.
- Czy to był sen, czy rzeczywistość?

NARRATOR
Scrooge leżał, dręczony niepewnością, dopóki zegar nie wybił trzech kwadransów. Wtedy przypomniał sobie nagle, że według zapowiedzi widma Marleya, o godzinie pierwszej ma się spodziewać odwiedzin jakiegoś ducha. Postanowił czuwać.

Bicie zegara

SCROOGE

Kwadrans po dwunastej -

Bicie zegara

SCROOGE

Pół do pierwszej .
bicie zegara

SCROOGE

Trzy kwadranse na pierwszą

Bicie zegara

SCROOGE

Pierwsza! - Zawołał tryumfalnie. - Pierwsza. Nikt się nie zjawia!

SCROOGE
- Czy ty jesteś tym duchem, którego przyjście mi zapowiedziano?

DUCH 1
- Tak, jestem nim!
SCROOGE

- Kim ty jesteś?

DUCH1
- Jestem duchem wigilijnym przeszłości.

SCROOGE

Bardzo dawnej przeszłości?

DUCH1
Nie. Duchem twoich minionych Wigilii.

SCROOGE

Co cię właściwie sprowadza duchu?

DUCH1
- Twoje dobro!- Ściślej mówiąc, sprowadza mnie tu pragnienie twojej poprawy. Jeżeli ci
się to nie podoba, biada ci!(Rzekłszy to, wyciągnął swą muskularną dłoń i dotknął jego ramienia,
dodając:)
- Wstań i pójdź ze mną!

NARRATOR
Przestraszony Scrooge próbował tłumaczyć się, że nie jest ubrany i ma katar oraz że w takim stanie lepiej jest pozostawać w ciepłym łóżku, niż spacerować po nocy. Scrooge wstał, lecz widząc, że duch prowadzi go ku oknu, schwycił go za tunikę, wołając błagalnie:

SCROGE

O, duchu łaskawy! Ja przecież jestem zwykłym śmiertelnikiem, łatwo mogę upaść...

DUCH1

Nic się nie bój!!!!

SCROOGE

Sprawiedliwe nieba! - (Zawołał rozglądając się dokoła) -przecież to moja rodzinna wioska... Wychowałem się tutaj, bawiłem się z rówieśnikami... Tak, tu spędziłem lata chłopięce...


(Duch spoglądał na niego z łagodnym uśmiechem. Jego lekkie, przelotne
dotknięcie obudziło uczucia starego Scrooge, który teraz chciwie wdychał balsamiczne wonie, unoszące się w powietrzu, a każda wskrzeszała w nim tysiące wspomnień, nadziei, radości i trosk – dawno zapomnianych...)

DUCH1
- Twe usta drżą -A co tam błyszczy na twoim policzku?

SCROOGE

Nic! Nic! - (Wykrztusił wzruszony)- Zapewniam cię, że wcale nie czuję obawy. Prowadź mnie, dokąd chcesz!

DUCH1
- Poznajesz tę drogę?

SCROOGE

Czyją poznaję?! -Mógłbym iść po niej z zawiązanymi oczami!

DUCH1

-Szkoła nie jest jeszcze zupełnie pusta.-Znajduje się tam jakieś samotne, opuszczone przez wszystkich dziecko.

NARRATOR
Scrooge zakrył twarz dłońmi i zapłakał: w tym opuszczonym chłopcu poznał samego siebie...
Duch dotknął jego ramienia, wskazując mu jego dawne "ja ".

NARRATOR
Przechodząc od jednego wspomnienia do drugiego, z energią, jakiej by nikt w nim nie podejrzewał, Scrooge nagle uniósł się litością nad swym dawnym "ja ".

SCROOGE
- Biedny, biedny chłopiec! - (Szepnął i zapłakał.)
- Pragnąłbym - pragnąłbym bardzo... Ale teraz pewnie już za późno!

DUCH1
- O co ci chodzi?

SCROOGE
-Nic ot, drobnostka. Przypomniałem sobie jakiegoś wyrostka, który wczoraj wieczorem śpiewał pieśń świąteczną przed drzwiami mego kantoru. Żałuję, że mu nic nie dałem. Ot, wszystko.

DUCH1
- Teraz zobaczymy inną Wigilię.
W tej chwili chłopiec był już o kilka lat starszy, a izba szkolna stała się jeszcze ciemniejsza i bardziej brudna. W ścianach ukazały się szczeliny, okna pokrzywiły się, tynk poodpadał kawałkami z sufitu, odkrywając nagie deski.
Scrooge spojrzał na ducha, potrząsł żałośnie głową, po czym niespokojny i wyczekujący wzrok skierował ku drzwiom. Drzwi te otworzyły się i do szkoły wpadła mała dziewczynka, znacznie
młodsza od chłopca, rzuciła mu się na szyję i całując go wołała:

SIOSTRA
- Mój drogi, dobry braciszku!
Przybyłam, mój kochany, ażeby cię zabrać do domu! Tak! Ażeby cię zabrać do domu, do domu!

SCROOGE
Do domu, Fanny? -

SIOSTRA
- Tak, to prawda! -
Do domu na dobre. Do domu na zawsze. Ojciec jest teraz o wiele lepszy niż był dawniej, nasz dom jest teraz miły! Pewnego wieczoru przemawiał do mnie tak łagodnie, że ośmieliłam się zapytać go jeszcze raz, czybyś mógł wrócić do domu? Odpowiedział, że możesz. I dziś wysłał mnie pocztowym powozem, żebym ciebie, braciszku, przywiozła. Teraz spędzimy razem święta Bożego Narodzenia, będziemy doskonale się bawili. Ach! Co to będzie za rozkosz!

DUCH1
- Ona zawsze była wątła i delikatna - zdawało się, iż lada wietrzyk ją zmiecie. Ale serce miała wielkie!

SCROOGE

To prawda. Masz rację. Boże broń, żebym miał temu przeczć! Umarła zamężna i zostawiła, dziecko.

DUCH1
- Prawda - a tym dzieckiem jest twój siostrzeniec.
(Scrooge zmieszał się, niespokojnie poruszył i jakby ze skruchą szepnął:)

SCROOGE
- Tak

DUCH1
Czas mój mija - Śpieszmy się!
(Słowa te nie były skierowane do Scrooge czy jakiejkolwiek istoty widzialnej mimo to wywołały niezwykły skutek; Scrooge znowu ujrzał samego siebie. Był już starszy. Twarz jego nie miała jeszcze surowych linii lat późniejszych, lecz w rysach jej już się przejawiały pierwsze ślady
skąpstwa i niepokoju. W oczach zaś migotał wyraz drapieżnej chciwości, która zaczynała się rozrastać w jego duszy. Nie ulegało wątpliwości, w jakim kierunku potoczy się jego życie.
Nie był sam. Obok siedziała młoda i piękna dziewczyna w żałobie, z oczyma pełnymi łez.)

NARZECZONA
- Wiem, że to rzecz obojętna -Zwłaszcza obojętna dla pana, gdyż inne bóstwo zajęło w pańskim sercu moje miejsce. Jeżeli ono zdoła dostarczyć ci w przyszłości takiej słodyczy, ukojenia i radości, jaką ja pragnęłabym cię otoczyć, to nie mam powodu do troski.

SCROOGE
- Jakież to bóstwo cię zastąpiło? - Zapytał dawny Scrooge.

NARZECZONA
- Pieniądz.

SCROOGE
- Oto sprawiedliwość ludzka! I cóż z tego? Jeżeli stałem się praktyczniejszy i rozsądniejszy, to nie znaczy, żebym się zmienił względem ciebie. Czy zmieniłem się?

DZIEWCZYNA
- Pomiędzy nami istnieje umowa, którą zawarliśmy wówczas, kiedy byliśmy oboje biedni. Wówczas nie uskarżaliśmy się na los, lecz pracowaliśmy pełni nadziei, że przyjdą dla nas lepsze czasy, praca zapewni nam skromny byt. Od tego czasu zmieniłeś się. Gdy zawieraliśmy umowę, byłeś innym człowiekiem.

SCROOGE
- Byłem wtedy prawie dzieckiem - przerwał niecierpliwie.

DZIEWCZYNA

To sprawa twojego sumienia i sam zapewne wesz, że byłeś zupełnie inny. Co do mnie, nie zmieniłam się. To, co nam obiecywało szczęście, gdy jednako czuliśmy i myśleliśmy, teraz jest dla nas źródłem cierpienia i męki. Często o tym myślałam i z tak wielkim bólem, że nie jestem w stanie tego wypowiedzieć. Teraz zwracam ci słowo. Jestem przekonana, że zerwanie zaboli cię. Lecz krótko będziesz cierpiał. Potrafisz pozbyć się wszelkich wspomnień o naszej miłości. Obyś
był szczęśliwy w życiu, jakie sobie obrałeś!...

NARRATOR
W ten sposób się rozstali.

SCROOGE
- Dosyć już, duchu! - Zaprowadź mnie do domu. Nie jestem w stanie dłużej znosić podobnych udręczeń! Nie dręcz dłużej!

NARRATOR
Nagle Scrooge poczuł, że jego siły wyczerpują się i ogarnia go senność. Po chwili spostrzegł, że znajduje się w swojej sypialni. Dowlókł się do łóżka, rzucił się na nie i natychmiast twardo zasnął.

SCENA III

NARRATOR

Scrooge obudziło własne chrapanie. Natychmiast usiadł na łóżku, by pozbierać myśli. Nagle oświetliło go czerwone światło. Zaniepokoiło go to o wiele więcej niż gdyby ukazał się cały tuzin duchów.

DUCH 2
- Wejdź! Wejdź, przyjacielu, musimy się poznać. Jestem duchem tegorocznego Bożego Narodzenia - przemówiło widmo - przypatrz mi się dobrze.

(Scrooge lękliwie podniósł oczy i spojrzał na ducha z szacunkiem.Był on przybrany w rodzaj ciemnozielonej opończy, obramowanej białym futrem. Szerokie piersi były odsłonięte. Także nogi, wyglądające spod szerokich fałd opończy, były bose, na głowie zaś miał wieniec z liści dębowych, wśród których tu i ówdzie przebłyskiwały sopelki lodu. Jego ciemne włosy spadały w luźnych lokach na barki. Pogodne oblicze, błyszczące oczy, rubaszny głos, swobodne zachowanie się - wszystkomówiło o otwartości i wesołym usposobieniu.)

DUCH 2

- Nie widziałeś dotychczas nikogo podobnego do mnie?

SCROOGE
- Nigdy

DUCH 2

- Nie spotkałeś na drodze swego życia młodszych członków mojej rodziny? Mam na myśli moich starszych braci?
-SCROOGE

Nie sądzę - odparł Scrooge. Dużo masz braci, duchu?
DUCH 2

- Przeszło dziewięciuset - odpowiedział.

SCROOGE
Duchu - rzekł Scrooge pokornie - prowadź mnie, dokąd chcesz.Wczorajszej nocy wyprowadzono mnie przemocą i dano lekcję, która teraz zaczyna działać. Dziś jestem gotów iść za tobą .

DUCH 2
- Dotknij ręką mojej szaty - odezwał się duch. (Scrooge chwycił ją z całej siły.)

NARRATOR
Niewidzialni, duch wraz ze Scrooge,udali się na przedmieście. Duch zaprowadził Scrooge, wciąż trzymającego się jego szaty, do mieszkania jego pomocnika. (GROMADA DZIECI)

Śpiew kolęd dzieci bawią się na podłodze

ŻONA POMOCNIKA

- Gdzie też ojciec tak długo siedzi? - I twój brat, Tiny Tim?

DZIECKO
- Ojciec idzie - odezwało się dwoje najmłodszych dzieci, które zawsze
trzymały się razem

Wszedł ojciec z synen, który rączkach miał kule do podpierania, a jego członki opasywały metalowe taśmy, które utrzymywały go na słabych nóżkach.)

ŻONA

- Czy mały Tim dobrze się sprawował-

PRACOWNIK

Bardzo dobrze - odrzekł Bob. - To złote dziecko. Dziś, gdy wracaliśmy do domu, powiedział mi, że wszyscy ludzie w kościele zwrócili na niego uwagę, ponieważ jest kaleką i że kalectwo jego powinno im w dniu Bożego Narodzenia przypomnieć Boga, który sprawił, iż chromi chodzili, a ślepi widzieli. Niestety jest bardzo słaby.

PRACOWNIK
- Daj nam Boże, spędzić szczęśliwie święta! Niech nas Bóg błogosławi!
SCROOGE.
- Duchu - (ze współczuciem, którego nigdy dotychczas nie doznawał)- powiedz mi, czy Tiny Tim będzie żyć?

DUCH 2
- Widzę próżne krzesło przy kominku - odparł duch - i starannie przechowywane kule bez właściciela. Jeżeli przyszłość nie zmieni tego, dziecko umrze.

SCROOGE
- Nie, nie! - Zawołał Scrooge. - O, dobry duchu, powiedz, że ono będzie żyło...

DUCH 2
- Jeżeli przyszłość nie zmieni tego obrazu - powtórzył duch - to żaden z moich następców nie zastanie tutaj tego dziecka. O co ci chodzi? Skoro musi umrzeć, to lepiej, żeby umarło zaraz i zmniejszyło przez to nadmiar Ludności.
- Człowieku - rzekł duch -jeśli masz serce a nie kamień, to nigdy nie wypowiadaj tak ohydnych słów, dopóki nie zrozumiesz, czym jest nadmiar ludności i gdzie on się znajduje. Czy ty masz prawo rozstrzygać, którzy ludzie mają żyć, a którzy umrzeć?

NARRATOR

W tle wesoła muzyka

Nagle znaleźli się w innym miejscu i usłyszeli gromki śmiech Wszyscy trzęśli się od śmiechu, a wraz z nimi zdawał się śmiać cały pokój:
Ha, ha! Ha, ha! Ha, ha!

SIOSTRZENIEC
- Jak mnie tu żywym widzicie, powiedział, że wigilia to głupstwo! Tak powiedział i jestem przekonany, że rzeczywiście tak myśli.

ŻONA SIOSTRZEŃCA

Tym gorzej dla niego, Fredziu.

SIOSTRZENIEC
- On jest po prostu starym dziwakiem - Do tego nieznośnym. Ale wady człowieka są zawsze karą dla niego samego. Jest to prawda niezbita i pamiętając o tym, nie będę mu czynił wymówek.

ŻONA SIOSTRZEŃCA
- Zdaje się, Fredziu, że on jest bardzo bogaty - Przynajmniej ty zawsze tak mówisz.

SIOSTRZENIEC
- I cóż z tego, moja droga? Bogactwo jest dla niego bez pożytku. Sam z niego nie korzysta i nie pomaga nikomu. Odmawia sobie nawet wszelkich wygód. Nigdy mi też na myśl nie przyszło prosić go o jakąkolwiek pomoc. Ha! Ha! Ha!
Ale chyba i on nigdy nie pomyślał o tym, że my, kiedyś odziedziczymy jego skarby...

ŻONA SIOSTRZEŃCA

Nie cierpię go! - Rzekła piękna kobieta, a wszyscy goście przyznali, że ma zupełną słuszność.

SIOSTRZENIEC
- Co do mnie, nie mam do niego żalu.- Nie mógłbym gniewać się na niego, gdybym nawet chciał. Któż, bowiem cierpi przez jego kaprysy? Tylko on sam. Uroiwszy sobie na przykład, że powinien nas nie lubić, nie chciał przyjąć naszego zaproszenia. I jakiż tego rezultat? Uniknął niesmacznego obiadu!

ŻONA SIOSTRZEŃCA
- Tak sądzisz? A mnie się zdaje, że stracił doskonały obiad! – Zawołała dotknięta w najczulsze miejsce kobieta.

NARRATOR
Młodzi rozmawiali o wuju z coraz większą wesołością i życzliwością. Śmiali się z jego wad, jednocześnie pijąc jego zdrowie. Wujowi Scrooge zrobiło się tak wesoło i lekko na sercu, że chętnie podziękowałby siostrzeńcowi i całemu towarzystwu, gdyby duch pozwolił.

SCROOGE

- Czy życie duchów jest krótkie?

DUCH 2
- Moje życie na tym świecie jest bardzo krótkie - kończy się, bowiem dzisiejszej nocy.

SCROOGE
- Dzisiejszej nocy!... - Powtórzył Scrooge.

DUCH 2
- Tak, dziś o północy. Dlatego musimy się śpieszyć. Zegary na wieżach wydzwoniły właśnie w tej chwili trzy kwadranse na dwunastą. Bicie zegara!!!!!

SCENA IV

NARRATOR
Wybiła północ. Scrooge szukał oczyma ducha, lecz nie mógł go dojrzeć. Nagle podniósłszy oczy, spostrzegł nowego ducha. (ęłęóGdy widmo zbliżało się do Scrooge, on upadł przed nim na kolana.
Przybysz wnosił ze sobą coś bardzo tajemniczego i groźnego. (Długi, czarny płaszcz, podobny do całunu, szczelnie spowijał całą postać ducha, nawet głowę i twarz, wystawała z niego tylko jedna wyciągnięta ręka.)

SCROOGE

- Zdaje się, że mam przed sobą ducha przyszłych świąt Bożego Narodzenia? - Wyszeptał nieśmiało

Duch nic nie odpowiedział, ale wciąż trzymał wyciągniętą rękę.

SCROOGE
- Pokażesz mi rzeczy, które staną się dopiero w przyszłości? Czy nie tak? -

Duch kiwnął potakująco głową. Taką tylko otrzymał odpowiedź.

SCROOGE

- Prowadź mnie, zatem - rzekł Scrooge. - Czas szybko ucieka, a wiem, że jest dla mnie bardzo drogi. Chodźmy.

NARRATOR
Duch ruszył powoli, a Scrooge za nim; zdawało mu się, że cień ducha porywa go i pod trzymuje. Nie można powiedzieć, że weszli do miasta - to raczej miasto, wyrósłszy jakby spod ziemi, otoczyło ich nagle szumem i gwarem. Duch zatrzymał się przy niewielkiej grupce ludzi. Scrooge zauważywszy, że jego ręka tę właśnie grupkę wskazuje, przybliżył się i usłyszał następującą rozmowę:

MĘŻCZYZNA 1
Nie -wiem tylko tyle, że umarł.

MĘŻCZYZNA 2
- Kiedy? Zapytał inny.

MĘŻCZYZNA 1
- Podobno wczoraj w nocy.

KOBIETA
- Jaki powód? Co mu się stało? -Sądziłam, że on już nigdy nie umrze.

MĘŻCZYZNA 1

Bóg raczy wiedzieć, co mu było - odparł pierwszy, ziewając przeciągle.

KOBIETA
- Ciekawa rzecz, co zrobił z pieniędzmi?

MĘŻCZYZNA 1
- Nie wiem, doprawdy - odparł jegomość z dużym podbródkiem.-Może zapisał swoim wspólnikom... To wiem, że nie ja będę jego spadkobiercą.
Dowcip ten przyjęto wybuchem śmiechu.

KOBIETA
- Zdaje mi się - że będzie miał marny pogrzeb.
Jestem pewien, że wystrój kościoła i karawanu niedrogo będą kosztowały, bo nie znam nikogo, kto by chciał pójść za jego trumną. A gdybyśmy tak bez zaproszenia odprowadzili go do grobu?

MĘŻCZYZNA 2
- Jeżeli wyprawią porządną stypę, to nie mam nic przeciwko temu - Za takie poświęcenie coś się przecież należy.
Gromadka znów się roześmiała.

MĘŻCZYZNA 1
- Jak widzę, jestem najbardziej bezinteresowny. Nigdy nie chodzę na cmentarz i nie ubiegam się o stypy, ale jeżeli który z was wybierze się na ten pogrzeb, ja chętnie będę mu towarzyszyć. Prawdę mówiąc, poniekąd sympatyzowaliśmy ze sobą. Przy spotkaniu zawsze wymienialiśmy, choć kilka słów. No, tymczasem do widzenia, moi państwo.


Gromadka rozeszła się i zniknęła w tłumie, a Scrooge, który poznał wszystkich rozmawiających, zwrócił oczy na ducha, jak gdyby oczekując wyjaśnienia tego, co usłyszał.

NARRATOR
Na razie Scrooge nie mógł w żaden sposób wymiarkować, o którym z jego znajomych rozmawiano. Nie wątpił jednak, że kogokolwiek dotyczyły te rozmowy, musiały zawierać naukę, mającą na celu jego dobro.

SCROOGE
- Duchu - szepnął Scrooge, drżąc jak w febrze. - Zrozumiałem, wszystko zrozumiałem. Los tego nieszczęśnika może być moim losem. Do takiego końca prowadzi życie, jakie pędzę... Pokaż mi jakie okropne rzeczy wydarzą się jeszcze z mojego powodu.

NARRATOR
Znów przenieśli się w czasie. Znaleźli się w domu biednego Boba Cratchita. Zastali tam matkę z dziećmi. W pokoju panowała cisza. Zwykle swawolne maluchy, braciszek i siostra, siedziały teraz cichutko w kącie pokoju .

ŻONA PRACOWNIKA
- Oczy mnie bolą od koloru tej tkaniny... - Szepnęła. Od koloru tkaniny?
O, biedny, maleńki Tim!.. Już mi lepiej - rzekła po chwili. - Prawdopodobnie szycie przy świetle
męczy moje oczy, ale nie chcę, żeby ojciec to zauważył. Zapewne niedługo
wróci. Powinien już być w domu.

SYN
- To prawda - (zamykając książkę.) - Czy zauważyłaś, mamo, że ojciec teraz chodzi znacznie wolniej niż dawniej?

ŻONA PRACOWNIKA

- Pamiętam, jak chodził szybko, nawet bardzo szybko z... Maleńkim Timem na plecach...- Bo przecież Tim nie był ciężki - mówiła dalej matka, pochylając się nad robotą. - Przy tym tak bardzo go kochał, że nawet nie czuł jego ciężaru. Zdaje się, że ojciec wraca...

PRACOWNIK
- Skończycie to przed niedzielą - zauważył. - Dzielne z was robotnice.

ŻONA PRACOWNIKA
- Niedziela? - Powtórzyła żona. - Więc dziś tam byłeś, Robercie?

PRACOWNIK
- Tak, moja droga - odpowiedział Bob. - Bardzo żałowałem, że nie poszłaś ze mną. Jak tam się wszystko zieleni. Ale ty często tam chodzisz, więc wiesz, jak tam jest pięknie. Ja przyrzekłem sobie, że będę go odwiedzać w każdą niedzielę... Moje maleństwo!

Po tych słowach Bob się rozpłakał. Tak kochał małego Tima, że na jego wspomnienie nie mógł się powstrzymać od łez.
SCROOGE

Duchu - odezwał się Scrooge - coś mi mówi, że chwila naszego rozstania zbliża się. Czuję to, chociaż nie wiem, jak się to odbędzie.

NARRATOR
Duch poprowadził go w taki sam sposób, jak wcześnie prowadził do dzielnicy giełdowej. Teraz posuwał się bardzo szybko, nie zatrzymując się nigdzie. Ten pośpiech niepokoił Scrooge. Zaczął prosić, aby się, chociaż na chwilę zatrzymał.

SCROOGE


- Na tej ulicy - tłumaczył się - znajduje się mój kantor.
Duch zatrzymał się, lecz wskazywał ręką w inną stronę.

SCROOGE
- Przecież mój dom jest tutaj? - Zauważył Scrooge. - Dlaczego wskazujesz inne miejsce i chcesz mnie tam prowadzić?

Nieubłagany duch wciąż trzymał wyciągniętą rękę wskazującą inny kierunek.

NARRATOR

Byli na cmentarzu.

SCROOGE
- Zanim zbliżę się do grobowca, który mi wskazujesz - rzekł – odpowiedz mi na jedno jedyne pytanie. Chcę wiedzieć, czy to, co widzę, jest obrazem tego, co musi się spełnić, czy też tego, co może nastąpić?

Zamiast odpowiedzi, duch dotknął ręką mogiły, przy której stali.

SCROOGE

Zapewne - mówił Scrooge dalej - człowiek w życiu musi iść tą drogą, jaką sam obrał i dojść do pewnych, odpowiadających jej, rezultatów. Ale jeżeli człowiek opuści dawną swoją drogę i skieruje się na inną, to przecież osiągnie też i inny rezultat. Powiedz, czy takie znaczenie mają obrazy, jakie mi pokazałeś?

NARRATOR

Duch wciąż stał nieruchomy, wskazując grobowiec. Scrooge, drżąc całym ciałem ze strachu, niemal pełznąc, przysunął się do grobowca i przeczytał na nim swoje własne nazwisko:
EBENEZER SCROOGE